Czasami żałuję, że weszłam w związek. Lepiej i taniej mi było żyć samej. Żyjemy jak współlokatorzy, komputer ważniejszy, na pytanie dlaczego tak jest słyszę "ale o co ci chodzi", może o to mi chodzi żeby chociaż na chwilę pogadać o tym jak minął dzień w pracy, ale po co, prawda? Nie wspominając już o obwiązkowach domowych. Mężczyźni nie wpadają sami na to żeby wstawić pranie lub umyć kibel? Bo to już nie pierwszy taki przypadek, nie znam w swoim życiu żadnego mężczyzny, któremu nie trzeba mówić o takich rzeczach, nikt się sam nie domyśli, tylko żyje w brudzie dopóki jego partnerka/matka nie posprząta. To samo z zakupami, rachunkami, obiadem... Nie pamięta, nie chce mu się. A wydawał mi się taki odpowiedni na początku, taki kochany, na pewno inny od wszystkich... I proszę, taki sam jak cała reszta leni, którzy seks chcą mieć na zawołanie, ale żeby okazać jakiekolwiek zainteresowanie swoją partnerką żeby i ona miała ochotę na seks, to nie, po co. Chciałam mieć tylko równego sobie partnera i być szczęśliwa, spokojna, a dostałam dzieciaka, który widocznie udawał na początku kogoś kim nie jest. Jeszcze chwila i moje uczucia całkowicie znikną, łatwiej wtedy będzie zerwać, nie chciałam tego i w głębi bardzo nie chcę, bo się w nim naprawdę zakochałam, ale tylko na tym cierpię. Sto razy bardziej lepsze jest cierpienie w samotności.

Top 100 Top 100 7 dni